Aktualności
za Dziennik Zachodni: autor: Marcin Zasada - cały tekst - tutaj
Ten rząd mówi tak: albo będziecie z nami negocjować, albo jutro ogłaszamy upadłość Polskiej Grupy Górniczej i na rympał zwalniamy 40 tys. ludzi. Związkowcy są w pewnej pułapce i nie dziwię się, że usiłują znaleźć z niej wyjście. Wierzą, że jeśli minister polskiego rządu coś im mówi, to mówi na poważnie, nie okłamuje ich, że nie ma złych intencji. Związkowcy z PGG muszą liczyć, że rząd słowa dotrzyma. Ale nie dotrzyma - mówi Bogusław Ziętek, szef Sierpnia 80, dzisiejszy Gość DZ i Radia Piekary.
Prawie uwierzyłem, że do końca marca rząd i związki uratują górnictwo.
Już o tym rozmawialiśmy. W grudniu mówiłem, że żadnej umowy społecznej nie będzie.
Miała być do końca marca. Co tym razem się stało?
Miała być do 15 grudnia, do końca stycznia, do końca lutego, do końca marca… Co się stało? Umowy nie ma i nie będzie. To jest humbug, oszustwo, scenariusz do „Wielkiego Szu”.
Ale przecież miesiąc temu wiceminister Soboń mówił, że umowa jest uzgodniona niemal w całości. W 95 procentach albo i lepiej.
Bo Soboń jest sprawnym ministrem tego rządu. Kłamie jak z nut. Jeśli mamy umowę wynegocjowaną w 95 procentach, to co trzeba dalej zrobić? Usiąść do stołu i doprowadzić negocjacje do końca. A co jest? Czary-mary, wymieniamy się pismami… Spieramy się o to, czy indeksacja wynagrodzeń to będzie jeden czy dwa punkty procentowe.
Czyli gwarantowana corocznie podwyżka. I do tego kwestia zagwarantowania gwarancji zatrudnienia. Na to zgody rządu nie będzie.
Tak, ale to nie są rozstrzygające kwestie dotyczące polskiego górnictwa. Rozstrzygająca jest zgoda Unii Europejskiej na system dopłat oraz realizowanie wrześniowego harmonogramu zamykania kopalń. W tych sprawach już wiemy, że rząd kłamał, że nie ma żadnych uzgodnień z Komisją Europejską, nie ma żadnej zgody Brukseli, by taki proces uruchomić. Że będziemy mieli szybką, naprędce robioną likwidację kopalń. Do roku 2030, najdalej do 2035 kopalń w Polsce już nie będzie. Sprzedano nasze interesy w Brukseli i nikt nie ma co do tego wątpliwości, może poza kilkoma ludźmi, którzy jeszcze grają ten teatr.
Moim zdaniem nie. Scenariusz został napisany zupełnie inny. Zna go premier Morawiecki, bo się na niego zgodził. Oznacza on sprzedanie polskich interesów energetycznych w Unii Europejskiej, ze szkodą dla Śląska, dla całego kraju, który pozbywa się suwerenności energetycznej.
Koledzy z Solidarności i innych związków chyba wciąż nie podzielają pańskiego defetyzmu.
Wolałbym uchylić się od oceniania ich. W większości ci ludzie robią wszystko, żeby mieć kłopot z głowy. Rząd mówi, że umowa będzie, to jadą do domu na rosół i są zachwyceni. Co innego z Dominikiem Kolorzem. To jest najlepszy minister w rządzie minister premiera Morawieckiego. Najlepszy w tym rządzie. Bez złośliwości dodam, że doceniam to, co robi przewodniczący Kolorz, który stara się walczyć o interesy górnictwa i Śląska. Popełnia on jednak jeden zasadniczy błąd: siadł do gry z oszustami i tę grę przegra.
On siadł? Przecież wszyscy usiedliście.
Ale wszyscy w pewnym momencie zdaliśmy sobie sprawę, że to jest oszustwo.
Jak to „zdaliśmy”? Bogusław Hutek z Solidarności czeka na kolejną turę rozmów i kolejną odpowiedź ministerstwa.
A co ci ludzie mają zrobić? Ten rząd mówi tak: albo będziecie z nami negocjować, albo jutro ogłaszamy upadłość Polskiej Grupy Górniczej i na rympał zwalniamy 40 tys. ludzi. Związkowcy są w pewnej pułapce i nie dziwię się, że usiłują znaleźć z niej wyjście. Wierzą, że jeśli minister polskiego rządu coś im mówi, to mówi na poważnie, nie okłamuje ich, że nie ma złych intencji. Związkowcy z PGG muszą liczyć, że rząd słowa dotrzyma. Ale nie dotrzyma. Polska prowadzi dziś szaloną politykę energetyczną, którą narzuca nam Unia Europejska i zapłacimy za nią straszną cenę. Zaproszono nas na bal dla bogatych, na który nas nie stać. Efekt będzie taki, że w 2030 roku nie będziemy mieli ani polskiego górnictwa, ani energetyki atomowej, ani energii wiatrowej. Będziemy kupować rosyjski gaz od Niemców z gazociągu, przeciwko któremu protestujemy. Paradoks polega na tym, że formacja, która doszła do władzy pod hasłem obrony interesów narodowych, te interesy sprzedała.
Być może skończy się wydarzeniami, które przykryją to wszystko. Dziś mamy pandemię, niedługo będziemy mieli wybory. Rząd oszustów odejdzie, będzie nowe otwarcie, z nowym ministrem, który nie weźmie odpowiedzialności za błędy i wypaczenia swojego poprzednika.
Czyli pan też słyszał, że wiceminister Soboń zostaje na stanowisku – i z wami – tylko do końca maja?
Dementuję. Wiceminister Soboń zostanie z nami do końca świata i jeden dzień dłużej. To przecież bardzo sprawny minister, który świetnie wywiązuje się ze swoich zobowiązań, dotrzymuje obietnic. Umowa miała być do końca grudnia, jest lekki poślizg, ale do 15 kwietnia będzie gotowa. A w czerwcu, najdalej w lipcu Unia Europejska zgodzi się na wszystkie jej zapisy. W takim bajkowym świecie żyć będziemy do dni naszych ostatnich.
W świecie realnym Soboń - podobno - do końca maja przy górnictwie, potem awans. Może przyślą wam nowego negocjatora? Może nawet negocjacje ruszą od nowa?
Tak, wszystko możliwe. Również nowe otwarcie na początku czerwca.
Do końca lutego, potem do końca marca rząd miał słać do Brukseli wniosek prenotyfikacyjny tej umowy. Co z nim?
A widzi pan w tym jakąś logikę? Od grudnia słyszymy, że umowa już jest i musimy ją uzgodnić jak najszybciej, bo trzeba jechać do Brukseli. Mija grudzień, styczeń, luty. W międzyczasie rząd przyjmuje politykę energetyczną państwa, w której zapisuje, że w 2030 roku będziemy potrzebowali tyle węgla, by produkować z niego 11 procent energii. Dziś produkujemy 70 procent. Mój punkt widzenia jest spójny i logiczny. A punkt widzenia Mateusza Morawieckiego i ministra Sobonia? Przecież tam się wszystko rozjeżdża. Jak można powiedzieć 3 tygodnie temu, że wynegocjowaliśmy 95 procent umowy społecznej i przez 3 tygodnie nie dopchnąć tego kolanem? W wielu negocjacjach brałem udział, ale nie widziałem jeszcze takich, w których na samym finiszu strony się rozjeżdżają i przez 3 tygodnie machają do siebie na odległość.
To na co wy właściwie zmarnowaliście 7 miesięcy życia: swojego i naszego?
Trzeba by o to zapytać wszystkich, którzy w tym procesie uczestniczyli: śląskich posłów, którzy obiecywali dbać o interesy regionu, rządzących… Ja jestem skromnym przewodniczącym małego związku zawodowego. Od dawna mówię o rzeczach, o których nikt nie mówi: że cała ta opowieść o umowie społecznej się nie spina, że problemy są zamiatane pod dywan… Jakie jest zainteresowanie śląskich posłów sytuacją w górnictwie? Dlaczego oni tak łatwo łykają wszystkie bzdury, które opowiada wiceminister Soboń?
Ilu śląskich posłów PiS wykazuje zainteresowanie?
Tak naprawdę, tylko poseł Marek Wesoły. I przypominam, że minister jego własnego rządu wyrzucił go z negocjacji, bo uważał, że obserwowanie tych negocjacji przez posła tej samej partii jest niebezpieczne.
Pamiętam. Senator Dorotę Tobiszowską też wyrzucono z tego spotkania. I pamiętam też, że związkowcy nie protestowali.
Boleję nad tym. Uważam, że należało wtedy na to zareagować, a nie milczeć i patrzeć na tę rozgrywkę wewnątrz rodziny pisowskiej.
Jeszcze raz: ile wart jest harmonogram zamykania kopalń do 2049 roku?
Nic nie jest wart, bo jeśli nie będzie systemu dopłat do wydobycia, na który zgodzi się Unia Europejska, już w tym roku energetyka nie odbierze od Polskiej Grupy Górniczej 7 mln ton węgla. Nie odbierze, ponieważ prowadzi szaloną politykę tego rządu i prezesi spółek sami tego nie wymyślają. Będzie trzeba szybko zamykać kopalnie. Staramy się ten proces ucywilizować. Temu m.in. służy przeniesienie kopalń rudzkich: Halemby i Bielszowic, które maja doskonały węgiel koksujący, np. do struktury Jastrzębskiej Spółki Węglowej czy innej spółki celowej. Te kopalnie da się uratować, nie naruszając zasad narzucanych przez Unię Europejską. Węgiel koksowy jest w UE paliwem strategicznym.
Polska Grupa Górnicza dostała miliard złotych z Polskiego Funduszu Rozwoju. Na ile to wystarczy?
Na 2,5 miesiąca.
W świetle tego: jak nazwałby pan ujawnione właśnie wydatki PGG?
Nie bronię, ale Polska Grupa Górnicza nie jest w tej sprawie wyjątkiem.
W 2019 roku PGG wydała 911 mln zł na utrzymanie zarządu, od stycznia do października 2020 roku - 760 mln zł. Samo utrzymanie ponad 700-osobowej centrali spółki kosztuje 150 mln zł. To się w głowie nie mieści.
Gdyby pan podobne obliczenia zrobił w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, to włosy nie stanęłyby panu dęba, tylko chyba wypadły natychmiast. Polska Grupa Górnicza jest dziś pod obstrzałem.
Polska Grupa Górnicza jest bankrutem.
A jak może nie być, jeśli energetyka nie odebrała od niej węgla na 2 mld zł? W obecnych warunkach wyprodukowanie 1 megawatogodziny z węgla z PGG kosztuje 120 zł, a prąd kosztuje 270 zł, bo 150 zł to opłaty unijne z tytułu CO2. Nie bronię tych panów. Skandaliczna jest sytuacja, w której nie ubezpiecza się górników, a ubezpiecza się zarząd spółki. Moja szczera rada dla zarządu PGG jest taka: ten audyt pokazujący wydatki powinien wisieć na stronie internetowej spółki, a wiceminister Soboń powinien go w końcu przeczytać. Rada nadzorcza audyt zleciła, zapłaciła za niego grube pieniądze. Dokument jest dostępny od stycznia. Wczoraj Soboń stwierdził, że jeszcze go nie przeczytał. To jest tak kompromitujące, że "Muppety" przy tym wysiadają.
Skandal, ale ja przecież 3 lata temu robiłem wojnę o to, by ludzi z uprawnieniami emerytalnymi po prostu wyrzucać z pracy, bo oni zrobili sobie z tego biznes. Jeśli ludzie z kierownictwa kopalń, wyższego dozoru mają 5, 7, 10 lat po terminie i nie odchodzą na emerytury, to coś jest nie tak z całym systemem.
I kto za to odpowie?
No, Ziętek. Bo nie dopilnował. Nie ma w tym kraju premiera, nie ma ministrów i rządu, nie ma posłów. Są tylko związkowcy, którzy za wszystko odpowiadają. Ta narracja, z którą mamy do czynienia… Człowiek, który niedawno wciskał ludziom kredyty we frankach szwajcarskich, jest premierem rządu i wciska ludziom ten sam kit, tylko na niespotykanie większą skalę. Posłowie PiS to znoszą, sami idą w przepaść, polityczny niebyt. Ich zmartwieniem nie jest to, co stanie się z ich miastem, z ich kopalnią, tylko czy za pół roku lub rok zostaną wpisani na listę wyborczą i na którym miejscu. My też mamy swoje grzechy. Po cholerę związkowiec zasiada w jakichś fundacji finansowanych przez spółkę węglową? Po cholerę związkowiec zatrudnia swoich pociotków w biurach zarządu spółek? Ale polityków: premiera i jego ministrów trzeba rozliczyć z ich obietnic i kłamstw.