Aktualności
Rozmowa z WiktorEM KoziorzEM, bokserem i Przewodniczącym WZZ „Sierpień 80” w KWK Piast-Ziemowit ruch Piast.
- Odkąd boks towarzyszy pańskiemu życiu?
- Odkąd sięgam pamięcią. Pierwsze wyraziste wspomnienie to walka "ostatniej nadziei białych" Andrzeja Gołoty, który stawał do dramatycznego pojedynku z gigantycznym Michaela Granta. Kolejne wspomnienia to rodzinne seanse wszystkich części Rockiego w trakcie których walczyliśmy ze starszym bratem Maćkiem mając na dłoniach ogromne czarne rękawice wypchane końskim włosiem.
wygrywał?
- Oczywiście starszy o 10 lat brat dawał młodemu szczeniaczkowi fory, jednak w moim ówczesnym mniemaniu byłem niepokonanym mistrzem.
- Pierwszy profesjonalny trening?
- Na pierwszy trening bokserski zaprowadził mnie mój tata gdy miałem 10 lat. Po początkowej euforii mój zapał gdzieś jednak przygasł. Na salę wróciłem po pięciu latach przerwy gdzie już bardziej świadomie pod skrzydłami świętej pamięci Józefa Maczugi zaliczyłem swoje pierwsze starty w barwach Shoguna Mysłowice. Treningi odbywały się w mitycznej już, starej hali Górnika Wesoła. Nawet teraz potrafię sobie przypomnieć charakterystyczny zapach tego miejsca. Pamiętam, że na parterze w dolnej części budynku w czasie naszych treningów swoje próby miała również orkiestra górnicza. W akompaniamencie trąbek, klarnetów i fletów szlifowaliśmy nasze pięści. W tamtym okresie zawarłem wiele przyjaźni które trwają do dzisiaj, z Aleksandrem Jasiewiczem, Dawidem Millerem czy Krzysztofem Kowalskim - moim obecnym trenerem. Pierwszy z wymienionych, również pochodzący z Lędzin "Olo" jest bokserem zawodowym. Warto śledzić karierę tego utalentowanego pięściarza. W ostatnim roku szkoły średniej przeniosłem się na krótko spróbować swoich sił w Unii Oświęcim, gdzie pod okiem bardzo doświadczonego trenera - wychowawcy wielu mistrzów Polski Jana Sibika również przeszedłem bardzo owocną drogę, zbierając cenne doświadczenia. Niestety z nieznanych mi przyczyn sekcja bokserska w Oświęcimiu została rozwiązana i w 2015r, pracując już pod ziemią w KWK Piast zacząłem trenować u mojego klubowego kolegi Krzysztofa Kowalskiego.
- Jak się zaczęła pańska związkowa kariera?
- Regularne występy na amatorskich ringach sprawiły, że zainteresował się mną WZZ „Sierpień 80". Mój serdeczny kolega Grzegorz Figiela, funkcyjny członek tej organizacji, zadzwonił do mnie pewnego wieczoru i poinformował, że wkrótce odbędą się wybory. Poprzedni zarząd przechodzi na emeryturę i wielu delegatów nie będzie ubiegać się o kolejną kadencje.
- Nie był Pan już anonimowy. Nazwisko mogło pomóc w wyborach.
- Tak też przekonywał mnie mój kolega. Powiem szczerze, że decyzja nie była łatwa. Musiałem wtedy godzić pracę pod ziemią. Przelewać litry potu i krwi na Sali, a na dokładkę od piątku do niedzieli byłem pilnym studentem krakowskiej uczelni. Praca społeczna miała być kolejnym wyzwaniem. Nie namyślając się długo, postanowiłem zaufać przyjacielowi i spróbować.
- Kolega miał rację?
- Tak. Rozstrzygnięcie okazało się bardzo pozytywne. Zostałem wybrany członkiem zarządu a w krótkim czasie, w 2018r. zostałem najmłodszym Przewodniczącym Górniczego Związku Zawodowego, miałem wówczas 24 lata.
- Trudno było sprawdzić się w tej roli?
- Początek mojej pracy społecznej to błyskawiczny skok na głęboką wodę. Nie było okresu adaptacji, czy pracy pod nadzorem bardziej doświadczonych kolegów. Zaczęła się brutalna gra, rywalizacja ze "starymi związkowymi lisami" w której trzeba było sobie utorować miejsce i wypracować swoje metody działania. Wielokrotnie zawiodłem się na wspólnej roli organizacji związkowych, której nadrzędnym celem powinna być bezwzględna pomoc pracownikowi. Okazało się, że zajmowanie wspólnego stanowiska w kluczowych sprawach załogi, nie zawsze stawia na piedestał jej dobro. A nawiązując bezpośrednio do pytania - na wielu płaszczyznach służba społeczna jest podobna do pięściarstwa. Jest to jednak dziedzina o wiele bardziej skomplikowana i "brudna".
- Aż tak źle?
- Niestety tak. Trzeba uważnie pilnować kogo dopuszcza się do swoich spraw, oraz odczytywać ukryte między wierszami intencje. Większość spraw rozgrywa się w kuluarach. Braki kompetencji w obsadzaniu stanowisk kluczowych dla funkcjonowania zakładu górniczego często nadrabiany jest przez znajomości, czy "dobre urodzenie".
- Boks jest pod tym względem zajęciem bardziej uczciwym?
- Zdecydowanie tak. Tutaj zostaną obnażone wszystkie twoje braki. W prostokącie 5x7m zostajecie sami: ty i twój oponent. Gołym okiem widać kto jest lepiej przygotowany i ma większą wolę zwycięstwa. To ogromna próba charakteru i umiejętność kontrolowania emocji.
- Bokserskie umiejętności przydają się w działalności związkowej?
- Bokserskich umiejętności raczej nie chciałbym wykorzystywać, natomiast niezwykle przydatne są cechy charakteru wyniesione z ringu. Pomagają mi zjednać sobie ludzi i sprawić, aby zaufali, że będę ich godnym reprezentantem przed pracodawcą. Wielu z nich to zrobiło i przychodzą kolejni. Razem z moją zgraną ekipą staramy się rozwiązywać ich problemy. I robimy to skutecznie. Liczba członków w ciągu czterech lat wzrosła pięciokrotnie, z czego jestem niezwykle dumny.
- Z Pana opowieści wyłania się pozytywny obraz boksu, jako szkoły charakterów. Nie wszyscy tak oceniają ten sport.
- Apeluję, aby nie oceniać boksu pochopnie, jako bezsensownego „mordobicia". Wbrew pozorom jest to sport bardzo logiczny, w którym zwycięża spryt i inteligencja. Polecam rodzicom, aby spróbowali zaszczepić swoim pociechom pięściarstwo. Panuje mylne przekonanie, że na treningach dochodzi do przemocy i kontuzji. Ze swojego doświadczenia wiem, że częściej na izbie przyjęć lądowali moi koledzy piłkarze, niż ci z którymi dzieliłem ring. Marzę, aby stać się propagatorem tej dyscypliny i sprawić by w przyszłości boks stał się naszą dyscypliną narodową, być świadkiem powtórki sukcesów legendarnego trenera Felixa "Pappy" Stamma, który w 1964r. wrócił z Igrzysk Olimpijskich w Tokio z siedmioma medalami w tym trzema złotymi.
- Kariera związkowca nie przeszkadza Panu w boksowaniu?
- Potrafię godzić obie moje życiowe pasje. Obecnie uczestniczę w kursie instruktora boksu i pomagam trenerowi Kowalskiemu podnosić umiejętności zawodników MKS-u Boks Imielin. Nasz ostatni wspólny występ zakończyliśmy wygrywając drużynowo w II Memoriale Józefa Maczugi, a moja walka z zawodnikiem gospodarzy została uznana za najlepsze widowisko tej imprezy. To bardzo miła dla nas końcówka roku. Z optymizmem patrzymy w przyszłość. Mamy też nadzieję na pomoc ze strony samorządu Miasta Imielin, na który – niestety - dotychczas nie mogliśmy liczyć.
- Dziękuje za rozmowę.
Rozmawiał Jerzy Filar - Nasz Powiat
Wiktor Koziorz, ma 28 lat i mieszka w Goławcu.
Jest Przewodniczącym WZZ „Sierpień 80” w KWK Piast-Ziemowit ruch Piast, oraz miłośnikiem i czynnym zawodnikiem boksu olimpijskiego.