Aktualności
Rafał Jedwabny, wiceprzewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Sierpień 80 w Polskiej Grupie Górniczej, w programie „Śląska Opinia o górnictwie” mówił o szczegółach projektu umowy społecznej dotyczącej transformacji górnictwa, który został przygotowany przez stronę społeczną w odpowiedzi na rządową wersję dokumentu. Ocenił również trudną sytuację w branży.
Związkowcy zaprezentowali swój projekt umowy społecznej dotyczący transformacji górnictwa i tym samym śląskiego regionu. Jest pan zadowolony z tej formy dokumentu?
To jest dokument, który przygotowaliśmy dla strony rządowej, choć to ona miała tę pracę wykonać. Niestety, program, który został przedstawiony przez ministerstwo był nie do przyjęcia. To były trzy karteczki, nic nikomu nie mówiące, dlatego postanowiliśmy przygotować swoją umowę społeczną. Przedstawiliśmy ją stronie rządowej i czekamy na dalsze negocjacje.
W zasadzie od razu związkowcy ostro skrytykowali projekt umowy przygotowany przez stronę rządową. Czy jakieś zapisy z tamtego dokumentu są jeszcze brane pod uwagę, czy nastawiają się raczej państwo na negocjacje dotyczące własnego projektu?
Projekt umowy społecznej, przygotowany przez stronę rządową, jest w ogóle nieakceptowalny. Tam nie było nic, co odnosiłoby się do porozumienia z 25 września 2019 roku, a przecież umowa miała powstać na tej bazie. To, co przedstawiła strona rządowa było absolutnie nie do przyjęcia. Usunięto nawet terminy likwidacji poszczególnych kopalń. Zdajemy sobie sprawę, że świat poszedł do przodu, w pewien sposób będziemy się restrukturyzować, ale zgodziliśmy się na pewne terminy, będące powolnym wygaszaniem górnictwa i całego regionu śląskiego, to zmiany, które nie dotkną tylko górników. Jeśli ktoś myśli, że w ciągu 5-6 lat zlikwiduje wszystkie kopalnie, co oznaczałoby dramat dla górników i ich rodzin, to jest w błędzie. Taki region jak Śląsk w takiej sytuacji zubożeje i to bardzo. W około górniczych firmach, jak wynika z wyliczeń, osób uzależnionych od górnictwa jest około 2 miliony. To potężna rzesza ludzi. Musimy przejść transformację, ale chcemy to zrobić w sposób łagodny i długoletni.
Przyjrzyjmy się szczegółom tego porozumienia. Mamy daty likwidacji poszczególnych kopalń, które co prawda były już uzgodnione, ale z rządowego projektu umowy niespodziewanie zniknęły. To są daty, które nie będą podlegać dyskusji?
Strona społeczna nie jest w stanie ich zmienić. Możemy ewentualnie rozmawiać o tym, by – między innymi dla zabezpieczenia energetycznego kraju – wydłużyć pracę pewnych kopalń, bo musimy pamiętać o tym, że energetyka w naszym kraju jest oparta na węglu. Likwidacja górnictwa w ciągu kilku lat oznaczałaby jedno: będziemy mieli energię z rosyjskiego węgla bądź gazu z Niemiec.
Największe kontrowersje i komentarze w sieci wzbudził jednak zapis dotyczący możliwości przyjęcia przez pracowników jednorazowych odpraw w wysokości 120 tys. złotych. Na jakiej podstawie ustalono taką wysokość tej kwoty?
120 tys. złotych to gwarancja około 3-letnich wynagrodzeń pracowników. Komuś może się wydawać, że to kwota bardzo duża, ale przypominam, że były w Polsce firmy, które za likwidację miejsc pracy dawały jeszcze większe odprawy. Porównajmy te kwoty choćby do prezesów, którzy są tak ochoczo powoływani w spółkach skarbu państwa. Pracują przez pół roku, a potem biorą wielomilionowe odprawy za przepracowanie sześciu miesięcy. W tym kontekście, 120 tys. złotych to nie jest oszałamiająca kwota.
W planach zawarto również między innymi powołanie Rady Koordynacyjnej ds. Transformacji województwa śląskiego oraz stworzenie Śląskiego Funduszu Rozwoju. Co leżałoby w kompetencjach takich instytucji?
Chcielibyśmy, by powstały one przy współudziale samorządu, rządu i strony społecznej. Całą transformację górnictwa i regionu widzimy w taki sposób, że wraz z likwidacją, równocześnie, powstają miejsca pracy poza górnictwem. Chcemy się temu przyglądać, doradzać. Rada zostałaby stworzona z osób z szerokiego grona. Chodzi o to, by nie doprowadzić do tego, co mieliśmy w latach 90., gdzie lekką ręką dało się ludziom odprawy i pozostawiono ich. A co się później działo, gdzie ci ludzie lądowali, to każdy z nas, górników, wie, jak niektórzy nasi koledzy na tym skończyli.
W projekcie umowy społecznej spory fragment poświęcono również planowanym inwestycjom, które miałyby „zminimalizować negatywne skutki transformacji górnictwa”. Co było kluczem w doborze tych konkretnych inwestycji i czy pana zdaniem strona rządowa przychylnie spojrzy na te pomysły?
Mam nadzieję, że tak. Tutaj chodzi o czyste spalanie węgla, a tych metod jest kilka. To wszystko ma iść w jednym kierunku: by tę całą transformację przejść w jak najłagodniejszy sposób zarówno dla górnictwa, jak i Śląska, ale też dla całej Polski. Cały czas podkreślamy: nie da się odejść w tak krótkim czasie od węgla, bo zabraknie nam energii. Teraz mieliśmy przez dwa dni obniżenie temperatur, padł rekord w użyciu energii. Gdyby nie nasze elektrownie węglowe, to tak naprawdę w kraju groziłoby wyłączenie prądu. Energia odnawialna w okresie zimowym na pewno nie uzupełniłaby miksu energetycznego.
W projekcie znalazła się też tabelka, w której wyszczególniono, jaką kwotę należy zabezpieczyć na konkretne lata, by zapewnić „bieżące funkcjonowanie i realizowanie transformacji z uwzględnieniem kosztów likwidacji”. To, że ona jest pusta, oznacza, że kwoty będą jeszcze negocjowane ze stroną rządową?
Te kwoty przede wszystkim muszą zostać wyliczone. Trudno nam było w tak krótkim czasie dostać pełną dokumentację, która pokazałaby, jakich środków potrzeba na likwidację poszczególnych kopalń. Z porozumień wrześniowych wynika, że każdy zakład – w naszej spółce – będzie likwidowany przez Polską Grupę Górniczą. Na to muszą być środki, bo bez nich likwidacji nie da się przeprowadzić. Mówimy też o różnego rodzaju dopłatach, by zachować suwerenność energetyczną na tyle, na ile jest to możliwe. Nie mogliśmy wpisać kwot, bo one jeszcze nie są wyliczone. Gdybyśmy wzięli się za to zaraz po podpisaniu porozumienia, a rząd przecież nam obiecał przygotowanie tych danych, dziś mielibyśmy kwoty. Ale byliśmy zwodzeni przez rządzących, co z przykrością muszę stwierdzić, a na koniec dostaliśmy trzy karteczki umowy. To ministerstwo i pan minister mają wszystkie dane o poszczególnych kopalniach, ta praca mogłaby już dawno być wykonana. Bardzo nas niepokoi, że tak z tym zwlekano. Mamy połowę stycznia, musimy wspólnie do tego usiąść i zabrać się do ciężkiej pracy, by jak najszybciej te wyliczenia przygotować. Czeka nas jeszcze proces konsultacji i negocjacji umowy z Komisją Europejską.
Kolejne negocjacje czekają nas 25 stycznia. Myśli pan, że tym razem spotkanie potrwa dłużej niż niespełna godzinę, tak jak ostatnio?
Mam taką nadzieję, że ktoś w końcu w tym rządzie zacznie myśleć logicznie. Jak na razie polskie górnictwo stoi w rozkroku nad przepaścią. Brak działań ze strony rządowej może doprowadzić do potężnych protestów. My dziś zaczynamy czuć zagrożenie w wypłacie wynagrodzeń należnych pracownikom. Energetyka nie odebrała od nas węgla, który mieliśmy zakontraktowany. (…) Ceny węgla wcale nie były droższe od tego zakupionego za granicą, to tak nie wygląda. Niejednokrotnie mieliśmy dowody na to, że on był nawet droższy niż krajowy. W zeszłym roku nie odebrano 7 mln ton węgla zakontraktowanego. Ministerstwo obiecało nam pomoc w tym problemie, a nie dzieje się nic. Jesteśmy w sytuacji dramatycznej.
Rozmawiał: Bartosz Wojsa slaskaopinia.pl